Skandaliczne GTA V – a ludożerka żre!

gtavPremiera GTA V na PC oraz konsole Playstation 4 i Xbox One zbliża się wielkimi krokami. Kontrowersyjny hit studia Rockstar stanie się zapewne dla wielu okazją do ponownego skrytykowania gier wideo ze względu na treści pełne przemocy i wulgaryzmów. Żyjemy bowiem w dziwnym kraju, w którym gry wideo postrzegane są – niestety nie tylko przez media głównego nurtu – jako rozrywka dla dzieci.

Dyskusja wokół niemożliwej do pominięcia sceny tortur w GTA V swego czasu zelektryzowała media branżowe. Przesadzam, ale pojawili się tacy, którzy dowodzili, że brak krytyki gry za tego rodzaju sekwencje wynika bez wątpienia stąd, że recenzent nie ma dostatecznego komfortu, by moralnie uzasadnioną krytykę wprowadzić w życie i ocenić grę na 1 / 10 (albo nawet i 0, bo to dno jest!). A to dlatego, że pracuje w redakcji, która zwyczajnie musi dobrze żyć z dystrybutorami, bo reklamy, bo gry do recenzji, bo udziały w zagranicznych konferencja prasowych. Krytyka była wymierzona w autorów najpoczytniejszych pism czy serwisów o grach – protekcjonalne klepanie ich po ramieniu było wg mnie jednym z najbardziej żenujących odprysków całej dyskusji wokół brutalności GTA V i jedną z najbardziej tandetnych prób nie tylko przypodobania się pewnej grupie odbiorców, ale przede wszystkim podzielenia środowiska – wszak dzielenie w Polsce stało się już prawie od dziesięciu lat jedną z najbardziej opłacalnych strategii medialnych. W białych rękawiczkach budowano więc kolejny mit odnośnie polskiej branży gier. W imię jakiejś mętnie postrzeganej idei (o której poniżej) prowadzono do konstatacji, że oto nie tyle jedno pismo o grach, ile raczej cała branża jest unurzana w szambie układów i układzików. Najwięcej oberwało się zupełnie niesłusznie CD Action i to tylko za to, że GTA V został tam pozytywnie oceniony.

Manipulacja dziennikarska jest jedną z najbardziej przygnębiających rzeczy, która charakteryzuje niestety media głównego nurtu w Polsce (ale nie tylko, żeby nie być już takim totalnym pesymistą). Zjawisko na przestrzeni lat tylko się pogłębia. Wystarczy sięgnąć z jednej strony po Gazetę Wyborczą, a z drugiej po Nasz Dziennik. Te same przecież wydarzenia opisywane są w skrajnie odmienny sposób. Nie chciałbym wdawać się tutaj w dyskusję dlaczego tak się dzieje, ale to zjawisko ma charakter globalny. Spójrzmy na sytuację na Ukrainie, która w mediach zachodnich jest przedstawiana w sposób skrajnie odmienny od tego, jak chce ją widzieć Rosja, czy media wschodnie. Określenie propaganda pasuje do obu stron konfliktu, zaś do mnie, do odbiorcy trafia przemielona na wszystkie sposoby informacja, która swój kontakt z jakąś rzeczywistością straciła już dawno. Nie umiem odpowiedzieć jak jest – to chyba potrafi tylko Max Kolonko

Zawsze wydawało mi się, że z grami jest inaczej. Dobra gra jest po prostu dobra. Producent taki jak choćby Blizzard może stworzyć grę słabszą (nigdy wszak mu się to nie zdarzyło!) ale żeby od razu gniota? Niemożliwe! Skrajne różnice w ocenie gier zdarzają się niesłychanie rzadko, bowiem o wiele trudniej jest graczom wciskać kiepski tytuł pod pozorami genialności uwidaczniającej się w recenzji. Gracze zwietrzą smrodek, że recenzent manipuluje, bo gra jest w sposób oczywisty gniotem.

Swego czasu próbowano sprzedawać dziadowskie tytuły, będące podróbkami pierwszoligowych hitów. Jak przez mgłę pamiętam te kreatywne tytuły nawiązujące do znanych marek, powiedzmy Speed for Need, Forza Motorrush, Medal of Humor czy Duty Calls i temu podobne. Sprzedawane za psi grosz na wiadra w hipermarketach nigdy nie mogły stać się uznanymi produkcjami.

Tymczasem w przypadku GTA V pewne kręgi autorów próbowały ten proces odwrócić. Nie od dziś bowiem wiadomo, że strategia budowana na kontrze tworzy ferment i zamieszanie, powoduje nadmierną irytację odbiorców i w efekcie prowadzi do burzliwych dyskusji i komentarzy. Biorąc na warsztat grę z najwyższej półki, która biła kolejne rekordy popularności, przekonywano, że jej pozytywne oceny są efektem lęku i pokrętnie tłumaczonych powiązań biznesowych. Co ciekawe stały za tym osoby, które ewidentnie z owych zarzucanych powiązań biznesowych na przestrzeni lat funkcjonowania w branży gier wideo korzystały. O sile argumentacji stanowił zaś mityczny nimb powiązań z prasą papierową i to najgłówniejszego nurtu. Według rzeczonych osobistości, gra przedstawia tak skandaliczne sceny, których młodociani nie powinni nigdy oglądać, a w gry „grają przecież dzieci, o czym wszyscy wiemy” – grzmiano niczym z wirtualnej ambony. Tym gorzej było dla faktów, że GTA V jest od 18 lat, albo że większość graczy to jednak ludzie dorośli (powyżej 18 roku życia).

Kwestia wieku grających wydawała się najpoważniej zdeformowanym, żeby nie powiedzieć zmanipulowanym argumentem, który stanowił przyczynek do charakterystycznego, protekcjonalnego spojrzenia na recenzentów w Polsce.

Przeglądając ostatni raport Entertainment Software Association 2014 (za rok miniony) – wprawdzie dotyczący rynku amerykańskiego, ale przecież to wciąż homo sapiens – rzucają się w oczy piorunujące statystyki dotyczące wieku graczy. Średni wiek gracza w USA to 31 lat. Co ciekawe tylko niespełna jedna trzecia grających jest w wieku poniżej 18 roku życia. Oznacza to ni mniej ni więcej, że graczy pełnoletnich jest 71%, a więc – jak by nie patrzeć – zdecydowana większość. Czy rynek amerykański różni się dramatycznie od rynku europejskiego? Wątpię, co zdają się potwierdzać dane. Na stronie Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości można wyczytać, że 49% graczy w Europie jest w wieku 35 lat i więcej.

Według wspomnianego wyżej raportu ESA w USA gracze powyżej 36 roku życia stanowią 39% ogółu grających, natomiast gracze w wieku 18 – 35 to 32%. Z całym prawdopodobieństwem można zatem sądzić, że w Europie mamy od 20% do 30% graczy w wieku 18-35 lat. Statystyki dowodzą zatem czegoś kompletnie przeciwnego, niż założenie poczynione przez krytyków brutalności w GTA. Otóż w gry grają przede wszystkim ludzie dorośli. Co gorsza, owo przekonanie o grających nastolatkach stanowiące widoczne nadużycie w stosunku do danych statystycznych, utwierdza mnie w przekonaniu, że na mapie świata gier wideo Polska wciąż tkwi w jakimś przygnębiającym ciemnogrodzie. U nas nawet tak skrajne i pozbawione racjonalnych przesłanek tezy, stają się przyczynkami do poważnych dyskusji, w których mało komu chcę się wykonać najmniejszy gest, by sięgnąć do badań czy statystyk.

Gry wideo są zjawiskiem fascynującym, oferującym nam graczom niesamowitą dawkę emocjonalnego napięcia. Wciągają nas daleko bardziej niż kino, czy literatura. Jednocześnie, podobnie jak z filmami, należy przyjąć, że są gry dla dorosłych i gry dla dzieci. Trudno krytykować „Urodzonych morderców” Olivera Stone’a za afirmatywne pokazywanie przemocy, tylko dlatego że jego film obejrzą także dzieci. A mniej więcej to właśnie spotkało GTA V, a przy okazji oberwali też branżowcy.

Dyskusja o przemocy w grach jest niezmiernie ważna. Uważam, że przemoc w grach oczywiście kształtuje naszą osobowość, wpływa na psychikę. Nie mam też wątpliwości, że regularne uczestniczenie w grach pełnych przemocy przesuwa granice. Są to oczywiście moje domysły – choć czytając opracowania psychologów, zdają się one znajdować swoje potwierdzenie. Generalnie rzecz ujmując – kontakt z przemocą w jakiejkolwiek formie jest niebezpieczny. Ale sztuka od wieków jest pełna przemocy. Twierdzenie, że należy coś bojkotować, bo w gry grają dzieci, jest wg mnie przejawem dziennikarskiej manipulacji, która nie prowadzi do niczego dobrego, a współtworzy wyłącznie jakże żywotny i jakże nośny w mediach głównego nurtu mit o tym, że gry są dla dzieci.

 Juliusz Konczalski

UWAGA: Zabrania się kopiowania/powielania tekstów, ich fragmentów, artykułów i opisów oraz pozostałych treści zawartych na tej stronie bez zgody autora.

One thought on “Skandaliczne GTA V – a ludożerka żre!

  1. Pingback: Fantasmagieria - podcast o grach wideo. » ... » Z serii Jules prezentuje: “Skandaliczne GTA V – a ludożerka żre!”

Leave a comment